Romuald Rosiński

 



* * *

Zapragnąłem wyjechać
do tajemniczego lasu,
aby odkryć jego sekret.

Pojechałem pełen nadziei
i cały dzień przedzierałem się
między chaszczami.

Ale na końcu ścieżki
była tylko rzeka,
a za nią jeszcze większy las,
cały we mgle,
jeszcze bardziej tajemniczy.


Klucz

Niespodziewanie
w ogrodzie,
znalazłem ten klucz
kiedyś zgubiony.

Tak długo szukałem,
tak bardzo -
wszystkie drzwi otwierał.

Masz klucz
do mojego serca -
śmiała się dziewczyna
o czerwcowych oczach,
ustach jak czereśnie.

To było dawno.
Wszystko się zmieniło.
Klucz już do niczego,
nigdzie nie pasuje.
I nie ma już serca,
które kiedyś
na zawsze otworzył. 

Nie wyrzucę.
Schowam klucz głęboko,
by znowu nie zaginął.

Nie jest do niczego.
W czerwcowym ogrodzie
dziewczyna wciąż zrywa czereśnie
i podaje mi,
śmiejąc się beztrosko.
 

Brzoza
Marlenie

Na pozór
nic się nie zmieniło,
tylko brzoza posiwiała
i rzeka nie ma tyle sił,
co kiedyś.

A ja tyle lat
szukam, błądzę,
obijam się o ściany,
i nie mogę znaleźć słowa,
by to wszystko nazwać

co niebo,
gwiazdy i księżyc
porusza wokół brzozy,
co słońce nad rzeką
u jej stóp pochyla.


 Lato

Lato, nie odchodź.
Proszę.

Nie pocieszaj gorącym piaskiem plaży,
bo słońce już nie takie,
a wiatr czai się za czarcim drzewem,
w trzcinie głębokiej.

Nie oszukuj
uśmiechem pomidorów
w ogrodzie,
ostatnim tańcem  motyli,
senną obojętnością pękatych ogórków -
że niby nic się nie dzieje.

Wkrótce pożegnamy się
chłodno o poranku.
Ostatnie letnie słowo
nie będzie nawet letnie.
Bo co powiedzieć,
gdy odchodzi się na zawsze?

Rozpłynie się mgła pełna sekretów
w malinowym chruśniaku.
Klucz ptaków zapadnie za horyzont,
może zabłąkana łza
zatańczy gdzieś w powietrzu.

Odjedziemy
i będzie tu tak,
jakby nas nigdy nie było.
Nigdy.
Okrutne.

Nocami
chłód będzie wdzierał się do serc
przerażonych  kwiatów.
W listopadzie
jako ostatnia  umrze róża.


* * *

Pociąg odjeżdża za kwadrans.
Już ciebie nie będzie.
 
Pada.

Ile kropli,
tyle słów z serca 
pragnę powiedzieć.

Ale mogę tylko
trzymać parasol -
tak,
aby żadne słowo
nawet cię nie dotknęło.


Telefon

Mój telefon się zepsuł.

Pękło mu serce
albo coś w tym stylu.

Przetrwał dzielnie
każde Twoje słowo,

zabiło go milczenie,
które potem zapadło.


Rozumieć

Rozumieć to znaczy
nie winić za nic diabła,
nie ufać aniołowi,
nie wierzyć, że czas się otworzy
jak świat o wschodzie słońca.

Rozumieć to znaczy
nieść w sobie pytania,
którymi nikt nie pyta,

nieść w sobie słowa
którymi nikt nie mówi,

nieść w sobie wszystko,
czego nie było,
nie ma
i nie będzie.





Sentymentalna wycieczka

Szczęśliwy ten, którego dom
starzeje się się wraz z nim.

Tam, gdzie stał mój dom,
dziś supermarket.
Co prawda mrówki na trawniku
nadal mają gniazdo,
ale nawet najstarsza nie pamięta,
że był wielki ogród.

Stalowy maszt telekomunikacyjny
oraz płot z betonu na wzgórzu,
na którym stałem z dziewczyną.
Jej włosy pachniały bzem i słońcem.

W dolinie pociąg się rozpędzał,
cichł stukot kół, dym się rozwiewal
i nagle czas się zatrzymał,
wypełniony gwarem ptaków.

Wkrótce wyjechaliśmy pociągiem,
każde w swoją stronę, na zawsze.
Nie było w tym nic ponadto,
po prostu ptaki wyfrunęły z gniazda.

Ale żal, że wszystko trwa tak krótko
jak maj między zimami.

Stal i beton przeminą,
ze wszystkich rzeczy
pamięć najtrwalsza.

Młody człowiek wierzy,
że świat jest dany raz na zawsze
i że aż tak nigdy się nie zmieni.

Jeszcze nie pojmuje,
że domy znikają,
a ludzie nieoczekiwanie
z dnia na dzień odchodzą.

Pierwsza refleksja pojawia się,
gdy dzieci idą na swoje -
najpierw tylko na drugi koniec miasta,
lecz później za las, góry, ocean,
bo człowiek coraz słabszy.

Stary co dzień przewija sobie
wspaniały film życia.
śmieje się i płacze,
zależnie od odcinka.

Zaczyna umierać w dniu,
w którym nagle uświadomi sobie,
że tak naprawdę,
nikogo to już nie obchodzi.

Tak trudno dojrzeć do prawdy,
że każda mrówka
samotnie toczy swój patyk.

I nie ma w tym nic dziwnego.


Przyjaciele

kiedyś zbudowali statek
i przepłynęli ocean
aż do szopy dziadka

ale potem
coś nie wyszło

Tadeusz zrobił doktorat
ze zbiórki złomu
Paweł spalił powieść
po Ryśku ślad zaginął

tylko maszt ich Santa Marii
zapuścił tu korzenie,
na środku sadzawki


Nie lubię

Nie lubię, gdy kończy się
Boże Narodzenie.
Gdy gasną światełka przed domem,
gdy pusty talerz wędruje do szafy,
a Święty Mikołaj przed marketem
to znowu kierownik od wózków
za dwa złote.

Nie lubię, gdy kończy się
Boże Narodzenie.
Gwiazda na dnie szafy,
nikomu już nic nie wskaże.
Łańch się splątał i zerwał.
Choinka na śmietniku.

Rozpłynęły się gwar, kolęda,
śmiech dzieci.
Znów zaczynam tęsknić.


Pejzaż 

 Było tu jezioro
i błotnista zatoka,
pełna hałaśliwych ptaków.

Przyszli ludzie,
zbudowali miasto,
kościół
i szeroką drogę.
 
Potem przyszli inni.
Zabili miasto.
Zasypali drogę.

Zostało jezioro, zatoka,
 cmentarz pełen ptaków
i samotnych drzew.


Szkolna wycieczka

Po jednej stronie wzgórza
zbiorowa mogiła,
bez nazwisk.

Po drugiej stronie wzgórza
zbiorowa mogiła,
deszcz zatarł litery.

Pośrodku pagórek,
o który walczyli,
trochę gliny i piasku,
gdzie nikt nie zamieszka
i nic nie urośnie.

Z dłoni do dłoni
przesypuję piasek,
serca poległych.

Z dłoni do dłoni
przesypuję popiół,
modlitwę mordowanych.


Rysunki Elżbiety

Mała Elunia malowała las
w błękicie i zieleni.
Zając wygrzewał się w słońcu,
ptak latał wysoko.

Później Ela malowała las
w kolorach krwi i błota.
Zająca zabito,
ptaka już nie było.

Teraz Elżbieta
maluje las:
jedna czarna plama.
O zającu zapomniano,
nieba nie widać.





Ważki

W sierpniu gorącym
jedna ważka w trzcinie nad rzeką,
druga na trawie w ogrodzie.

Powiedz:
czy pierwsza wiedziała o ogrodzie,
a druga o rzece?

A jeśli wiedziały?

Czy tęskniły
za ogrodem, rzeką,
za sobą?
 
Tak bardzo
człowiek tęskni,
aż nieprzytomnie boli.

Powiedz, bardzo powiedz:
ale co gorsze, co lepsze?

Zobaczyć, pokochać
i co dzień
 umierać z tęsknoty,
udając, że nic się nie dzieje?
 
Czy nigdy nie poznać
i przez całe życie
być tęsknoty  pozbawionym?


Choinki

Przychodzą do mnie
I odchodzą.
Każda prosta jak struna,
bardzo strojna
w sztucznym blasku.

Co roku
zawiązuje się między nami
nić sympatii.
Ale po miesiącu
już  nie pamiętamy
siebie wzajemnie.
I nawet nie pytam o żadną -
umarła czy dostała nowe życie?

Moja jedyna,
trochę krzywa, trochę chora
skromnie przycupnęła
w lesie nad jeziorem,
między sosnami patrzącymi z góry.
W Wigilię mgłę ma we włosach
I szyszkę samotną jak wiersz,
którego nikt nie chce.
 
Tak cicho wokół,
tylko czasem
wiatr przemówi ludzkim głosem,
czasem zwierz przemknie,
ryba rzuci się w jeziorze.
 
Zawsze jest ze mną
ta moja
prawdziwa
choinka.
 

* * *

Słońca, komety, planety
w uporządkowanym ruchu,
którym kieruje przypadek.

Tak naprawdę
wszystko dzieje się
w moim,
jak niektórzy mówią poetycko,
w zapomnianym
przez Boga
zakątku galaktyki.

Na uprzywilejowanej drodze
przejechał autobus,
w którym mignęła
piękna dziewczyna.

Może byliśmy sobie przeznaczeni,
nie wiem,
linie czasu i przestrzeni
są nielinearne,
i na nic sercu mc kwadrat,
wszystko jest w uporządkowanym ruchu,
którym przecież
kieruje przypadek.

Wiem tylko, że poczułem
coś na kształt żalu.
Bezszelestnie zamknęła się
kolejna z bram,
u których z modlitwą
o sens siebie stoję.

A może to zabolało,
że ta chwila nie ma żadnego znaczenia
wobec faktów,
że 110  pięter
w Nowym Yorku
spadło nam na głowy,
a Katherina zmiotła
Nowy Orlean.

Samochód
przetoczył się przez skrzyżowanie.

Jechałem drogą
trzeciej kategorii,
przez las
pod koniec jesieni,
przez biografię starego,
coraz starszego mężczyzny,

i z każdą chwilą byłem
coraz bardziej obojętny
na wszystko.

Może tak trzeba?


* * *

Mam tak mało czasu
by to wszystko zrozumieć,
ogarnąć, co wokół.

Tkwię w sieci uczuć i zależności
jak mucha.

Czasem po wielkiej bitwie
uda się przedrzeć
na drugi brzeg,

gdzie dolina
niczym talerz pełen pomarańczy.

Ale pora wracać.


Opowieść

Kiedy szedłem do ciebie,
minąłem sosnę na wzgórzu.
Pochylona nad drogą
była jak dziewczyna
czekająca na chłopca.

Kiedy wracałem,
na wzgórzu nie było już drzewa/
Młody drwal odłożył siekierę,
ostatnie gałęzie
wrzucał do ogniska.

I tyle z nas zostanie:
zagubiona łza w powietrzu,
zarośnięta ścieżka,
słowa uwięzione w wietrze.

Mówię ci o tym z uśmiechem.
To będzie kiedyś.
Dziś jeszcze
wszystko jest piękne.